przeszkadzać do zaspokojenia pragnienia. Idź i przynieś nam wina!
Krzysztof wyszedł i powrócił po dziesięciu minutach z butelką w ręku. Skazani, którzy zostali przy stole, napełnili kieliszki.
— Zdrowie Gastona! — zawołał Pontcalec, spoglądając znacząco na towarzyszów.
Wychylili kieliszki wszyscy, z wyjątkiem pana Montlouis, który, niosąc kieliszek do ust, zatrzymał się i zaczął nadsłuchiwać.
— Cóż tam? — zapytał Pontcalec.
— Biją w bębny! — oznajmił Montlouis, wyciągając rękę w kierunku dochodzącego odgłosu.
— Czyś nie słyszał, co powiedział Krzysztof, że to wojsko powraca do koszar? — objaśnił Talhouet.
— Nie! przeciwnie, to wojsko wychodzi z koszar; to nie odwrót, lecz pobudka.
— Pobndka! — powtórzył Talhouet. — Co u dyabła może to znaczyć?
— Nic dobrego — dodał Montlouis, potrząsając głową.
— Krzysztofie — zwrócił się Pontcalec do wchodzącego strażnika. — Dowiedz się, co to!
— Dobrze, panie margrabio, za chwilę dowiedzą się panowie — odpowiedział strażnik.
Wybiegł z izby, której nie zapomniał jednak zamknąć starannie. Więźniowie pozostali sami milczący i niespokojni. Po upływie dzie-
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/382
Ta strona została przepisana.