Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/384

Ta strona została przepisana.

— Ja nie żądam nic — odparł Pontcalec z niezachwianym spokojem.
— Więc jeżeli tak mówił dalej pisarz — winienem oznajmić odpowiedź komisyi. Macie panowie dwie godziny czasu na uporządkowanie interesów i przygotowanie się na śmierć. Jest teraz wpół do siódmej; za półtrzeciej godziny macie być dostawieni na plac Bouffay, gdzie się odbędzie egzekucya.
Zapadło głębokie milczenie, najodważniejsi uczuli, że trwoga ich ogarnia. Pisarz wyszedł, nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi; spiskowi spojrzeli po sobie i uścisnęli się za ręce. Mieli przed sobą dwie godziny czasu.
Nadeszli księża, potem żołnierze, następnie kaci. Położenie stawało się straszne. Jeden tylko Pontcalec trzymał się bez zmiany, bo inni, choć nie brakło im odwagi, nie mieli już żadnej nadziei. Pontcalec dodawał im ducha swoim spokojem, z jakim rozmawiał nietylko z księżmi, ale i z katami, którzy już zabrali się do swej zdobyczy.
Zajęto się tym okropnym obrządkiem, który się nazywa przygotowaniem stroju skazanych. Wszyscy czterej skazańcy mieli iść na rusztowanie ubrani w czarne płaszcze, dlatego, żeby w oczach tłumu — którego wybuchu wciąż się obawiano pomieszali się z księżmi, którzy ich spowiadali.
Gaston tymczasem pędził drogą ku Nantes, prześcigając pocztyliona, którego obo-