Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/391

Ta strona została przepisana.

twoje dzieci! Może które z nich pomści się kiedyś!
— Żegnam was, moje dzieci, i błogosławię! — woła Montlouis, wyciągając ręce ku oknu.
Te grobowe pożegnania rozlegają się wśród ciszy nocnej i żałobnem echem odbijają się w sercach obecnych.
— Dość tego! — mówi kat. — Dość tego!
Potem, zwracając się do pomocników, dodaje:
— Śpieszcie się, bo lud nie da nam potem dokończyć!
— Bądź spokojny — odparł Montlouis. — Choćby mnie lud ocalił, jabym nie zechciał ich przeżyć!
I wskazał na głowy przyjaciół.
— Ah! dobrze ich osądziłem! — zawołał Gaston, który usłyszał ostatnie słowa. — Montlouis, męczenniku, módl się za mnie!
Montlouis odwrócił się, zdawało mu się, że słyszy jakiś głos znajomy, lecz w tej samej chwili porwali go pomocnicy kata i wielki okrzyk zgromadzonego tłumu uwiadomił Gastona, że Montlouis podążył za towarzyszami i że teraz przyszła kolej na niego. Gaston poskoczył: w mgnieniu oka dostał się na sam szczyt drabinki i spojrzał z rusztowania na zgromadzone tłumy. Na trzech rogach rusztowania stały trzy głowy ściętych spiskowców. Wśród tłumu zawrzało. Egzekucya pana Montlouis i towarzyszące jej okoliczności wzbu-