I z kolei Pontcalec wpadł na rusztowanie.
— Pan! — zawołał Lamer przerażony, jak gdyby ujrzał widmo. — Kto pan jesteś? Kto?!
— Ja! — powtórzył Pontcalec — widzisz, że jestem gotów!
— Ależ — wyjąkał kat, cały drżący, spoglądając na cztery rogi rusztowania — ależ ja już mam moje cztery głowy!
— Ja jestem baron de Pontcalec! Czy słyszysz? Ja miałem zginąć na ostatku, i jestem gotów!
— Poczekaj! — odparł Lamer równie blady jak margrabia, pokazując mu cztery głowy, ustawione na rusztowaniu.
— Cztery głowy! — zawołał Pontcalec. — To-być nie może!
Wtem, w jednej z tych głów, poznał szlachetną i bladą twarz Gastona, uśmiechającą się do niego, i on z kolei cofnął się przerażony.
— Zabij mnie coprędzej! — jęknął z rozpaczą. — Czy chcesz mnie skazać na to, bym umierał kikakrotnie?
Przez ten czas jeden z komisarzów wszedł na rusztowanie, wezwany przez kata. Rzucił szybkie spojrzenie na skazanego.
— Ten pan jest istotnie margrabią de Pontcalec — powiedział. — Kacie! pełnij twoją powinność.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/393
Ta strona została przepisana.