Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/396

Ta strona została przepisana.

— Mości książę! — przemówił towarzysz — kto chce panować nad drugimi, musi umieć panować nad sobą. Bądź mężnym do końca, Mości książę, a potomność nazwie cię wielkim.
— Nie przebaczę ci nigdy tego! — odrzekł Regent, wzdychając, a westchnienie to podobniejsze było do jęku. — Zabiłeś moje szczęście!
— I pracuj tu dla królów! — odrzekł, wzruszając ramionami, towarzysz strapionego.
Obaj stali, dopóki kareta nie znikła im z oczu. a potem zawrócili na drogę do Paryża.
W tydzień potem kareta wjeżdżała w bramy klasztoru w Clisson. Cały klasztor wybiegł na przyjęcie cierpiącej, biednego kwiatka, ściętego ostrym wichrem burzy światowej.
— Chodź, moje dziecię! Powracaj żyć z nami — powiedziała przełożona.
— Nie żyć, moja matko — odrzekła Helena — ale umrzeć przy was!
— Myśl tylko o Zbawicielu, moje dziecię! — dodała ksieni.
— Tak, moja matko, o Zbawicielu, który umarł za zbrodnie ludzkie, nieprawdaż?
Helena powróciła do swojej celki, którą opuściła przed miesiącem zaledwie. Wszystko tam zastała tak, jak pozostawiła, wyjeżdżając. Poszła do okna: jezioro drzemało, martwe i smutne, tylko lód, który je pokrywał, stopniał na wiosennych deszczach, a z nim razem