mo — jesteś nieocenionym, słowo honoru! Pozwól mi śmiać się, albo się uduszę.
— Ano, to śmiejmy się, mości książę, ale pocichu; jest wtem słuszność, trzeba zobaczyć, jak się to skończy.
I śmieli się obaj najciszej, jak tylko mogli, poczem zajęli znowu w swej dostrzegalni miejsce na chwilę opuszczone.
Biedna Mysz ziewała do opadnięcia szczęk.
— Wiecie co, miłościwy panie — rzekł Dubois — jakoś pan Ludwik nie wygląda na rozochoconego.
— Widać, że jeszcze nie pił nic.
— A też próżne butelki, jakie tam stoją? Przecież wino samo z nich nie uciekło.
— Prawda, ale nie mniej zanadto poważnym jest ten szlachecki młodzik.
— Cierpliwości! Ożywia się, słuchajmy: zaczyna mówić.
Jakoż, wstając z fotelu, młody książę odepchnął ręką butelkę, którą mu podawała Mysz.
— Chciałem zobaczyć — rzekł sentymentalnie — jak wygląda orgia; zobaczyłem i dosyć jestem zadowolony. Jeden z myślicieli powiedział: „Ebrietas omne vitium deliquit“ (z pijaństwa wszelki występek).
— Co on tam wyśpiewuje, u dyabła? — zapytał regent.
— Źle idzie — odrzekł Dubois.
— Jakto! — zawołała sąsiadka młodego
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/40
Ta strona została przepisana.