księcia z uśmiechem, który odsłonił rząd zębów ładniejszych od pereł — pan nie lubisz wieczerzy?
— Nie lubię jeść ani pić — odparł Ludwik — jeśli nie jestem ani głodny, ani spragniony.
— Osieł — szepnął regent.
I zwrócił się do Dubois, który sobie przygryzał wargi.
Towarzysz księcia Ludwika zaczął się śmiać i powiedział doń:
— Z pod tej reguły wyjmujecie zapewne nasze urocze współbiesiadniczki?
— Co pan przez to rozumiesz?
— Aha! gniewa się — rzekł regent — to dobrze!
— Dobrze! — powtórzył Dubois.
— Rozumiem, panie — odparł kawaler — że nie ubliżycie tym damom, okazując małą dbałość o korzystanie z ich towarzystwa przez usunięcie się.
— Późno się robi — odrzucił książę Ludwik.
— O! jeszcze nie północ.
— A przytem — dodał młody książę, szukając wymówki — a przytem... ja jestem z kimś zaręczony.
Damy buchnęły śmiechem.
— A to dureń! — szepnął Dubois.
— Co ty mówisz? — rzekł regent.
— Ah! prawda, zapomniałem się! Przepraszam waszą książęcą mość.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/41
Ta strona została przepisana.