— No! byłoby to ciekawem — szepnął Dubois — gdyby on wyprawił współbiesiadnika, aby pozostać sam z kobietami.
— Tak — odrzekł regent — byłoby to ciekawem, tylko się na to nie zanosi.
Rzeczywiście, podczas gdy regent i Dubois zamieniali kilka słów, kawaler de M...
odjechał, a Ludwik Orleański, zostawszy sam z kobietami, istotnie śpiącemi, dobywszy z ubrania ogromny zwit papieru, a z kieszeni mały ołówek czerwony, jął kreślić adnotacye na marginesie z zapałem zgoła teologicznym, wpośród parujących eszcze półmisków i do połowy wypróżnionych butelek.
— Jeżeliby na tego młodzieńca krzywo, patrzała kiedyś starsza linia, to już trzebaby chyba nieszczęścia — mówił regent. — Niechże teraz gadają, że ja dzieci moje wychowuję w nadziejach tronu.
— Przysięgam wam, miłościwy panie, że mnie to truje.
— A! Dubois, tylko ty wyobraź sobie: młodsza córka jansenistka, starsza filozofka a syn teolog; dyabeł w nich wlazł, mój Dubois. Gdybym się nie wstrzymywał, słowo honoru, kazałbym spalić te niegodziwe istoty.
— Ostrożnie, mości książę! Gdybyście kazali spalić, powiedzianoby, że w dalszym ciągu uprawiacie rząd wielkiego króla i pani Maintenon.
— Niech więc żyją! Ale, czy ty to rozumiesz, Dubois? Ten błazen, który już pisze fo-
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/45
Ta strona została przepisana.