Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/46

Ta strona została przepisana.

liały — tu głowę można stracić. Zobaczysz, że jak ja umrę, to on każe przez kata popalić moje ryciny, przedstawiające Dafnisa i Chloe.
Ludwik Orleański z dziesięć minut pisał swe adnotacye; po skończeniu schował starannie rękopis w połę fraka, nalał sobie dużą szklankę wody, umaczał w niej kromkę chleba, pobożnie zmówił modlitwę i z pewną rozkoszą spożywał tę wieczerzę anachorety.
— Umartwienia! — mruknął regent w rozpaczy — ale pytam cię, Dubois, kto go u dyabła tego wszystkiego nauczył?
— Już to nie ja, mości książę; co do tego mogę upewnić.
Książę Ludwik wstał i znowu zadzwonił.
— Czy powóz już wrócił? — zapytał lokaja.
— Wrócił, jaśnie panie.
— To dobrze. Ja wyjeżdżam; co do tych pań, widzisz, że śpią; jak się zbudzą, stawisz się na ich rozkazy.
Lokaj się skłonił, a młody książę wyszedł krokiem arcybiskupa, udzielającego błogosławieńs wa.
— Niech cię morowa zaraza zdusi, żeś mnie sprowadził na takie widowisko! — zawołał regent w rozpaczy.
— Szczęśliwym, trzykroć szczęśliwym ojcem jesteście, miłościwy panie! — rzekł Dubois. — Dzieci wasze instynktownie się kanonizują, a tu obmowa szarpie tę świętą rodzinę! Na mój kapelusz kardynalski, chciałbym, ażeby