— Jakto! — zawołała tancerka, przeciągając się w fotelu i wybuchając śmiechem. — Jakto, ten młodzieniec, ten teolog, ten jansenista?...
— Dalej, dalej!...
— Któregom widziała we śnie?...
— Tak.
— Na miejscu waszej książęcej mości?...
— Tu na tem samem miejscu.
— To jego książęca mość, Ludwik Orleański?
— On sam.
— Ah! miłościwy panie — zawołała Mysz — jakżeż wasz syn do was niepodobny i jak to dobrze, żem się przebudziła!
— To nie tak, jak ja — odezwała się Julka.
— A co, czy nie mówiłem waszej książęcej mości? — zawołał Dubois. — Moja kochana Julko, wór złota za ciebie!
— Więc ty zawsze mnie kochasz, Myszko? — rzekł regent.
— Co prawda, to mam do was słabość, miłościwy panie.
— Pomimo twych snów?
— Tak, miłościwy panie, a czasami nawet z okazyi tych snów.
— Niebardzo to pochlebnie, jeżeli wszystkie twe sny podobne do dzisiejszego.
— Ah! proszę mi wierzyć, że nie mam znowu snów każdej nocy.
I przy tej odpowiedzi, która umocniła jeszcze jego królewską wysokość w opinii,
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/53
Ta strona została przepisana.