nie oddali — słowo szlacheckie, powtarzam, wystrzałem z pistoletu głowę panu rozbiję.
Głębokie i ponure milczenie pokryło te słowa, żaden głos nie odezwał się w obronie Gastona. Spoglądał on kolejno po swych przyjaciołach, każdy z nich odwracał od niego oczy.
— Margrabio — odezwał się wtedy Gaston, głosem wzruszonym — nietylko mnie znieważacie podejrzeniami, ale nadto przeszywacie mi serce, utrzymując, że nie możecie usunąć tych podejrzeń inaczej, tylko przez wdarcie się do mej tajemnicy. Patrzcie — dodał, dobywając z kieszeni pugilares i pisząc na wydartej zeń kartce kilka słów — patrzcie, oto jest ta, którą chcecie poznać, tajemnica; trzymam ją w jednej ręce, a w drugą imam pistolet. Chcecież cofnąć zniewagę, jakąście mnie okryli? albo nie, to ja nawzajem daję słowo szlacheckie, że sobie w głowę wypalę. Po śmierci mej otworzycie mą rękę, wyjmiecie tę kartkę, przeczytacie i dowiecie się, azalim na podobne podejrzenie zasłużył.
I Gaston pistolet do skroni przyłożył z tą zimną stanowczością, która wskazuje, że czyn pójdzie za słowem.
De Couedic uchwycił go za rękę, podczas gdy Montlouis zawołał:
— Gastonie, co robisz! Panie margrabio, on gotów zrobić, jak mówi; przebaczcie mu, a on opowie wszystko. Wszak prawda, Gastonie, że nie będziesz miał tajemnic dla swych
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/66
Ta strona została przepisana.