może na rok, po upływie tego czasu, kiedy nareszcie się zwolnię, to imię, rękę, majątek, życie całe, słowem wszystko, oddaję tobie?
— Powiedziałem, Gastonie, i to właśnie nasuwa mi domysł, że muszę być córką jakiegoś wielkiego pana, gdyż wtedy matka przełożona odpowiedziała mi: „Powinnaś zapomnieć o kawalerze, moja córko, albowiem kto wie, czy twoja nowa rodzina zgodzi się na ten związek.“
— Ale czyż ja nie pochodzę od jednego z najstarszych rodów Bretonii; a nie będąc magnatem, czyż nie posiadam fortuny niezależnej? Zwróciła — żeś jej na to uwagę, Heleno?
— Owszem, powiedziałem jej: „Gaston miał mnie za sierotę bez imienia i majątku; można mnie odłączyć od Gastona, mateczko, ale byłoby to okrutną z mej strony niewdzięcznością, gdybym o nim zapomniała, i nie zapomnę nigdy“.
— Jesteś aniołem, Heleno! A czy nie podejrzywasz, jacy to są krewni, którzy cię przyzywają, i jaką ci przeznaczają dolę?
— Nie, musi to być tajemnica głęboka, nieprzenikniona, od której całe moje przyszłe szczęście zależy: to tylko pewna, Gastonie, że muszą to być ludzie potężni, gdyż sama nawet przełożona, jak mi się wydawało, mówiła o nich z pewnym — nie wiem, czy dobrze nazwę — z pewnym szacunkiem.
— Do ciebie, Heleno?
— Do mnie.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/75
Ta strona została przepisana.