Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/8

Ta strona została przepisana.

mimo dowcipu iskrzącego w oczach i wyrazu przebiegłości, podnoszącego kąty jamy ustnej, miała coś nieprzyjemnego. Zdawał się bardzo czułym na zimno, które istotnie doskwierało, i szedł za swym towarzyszem, drżąc pod obszernym płaszczem.
Żywo pierwszy z nich pomknął ku schodom i szedł po stopniach, jak ktoś obeznany z miejscowością, przesunął się przez obszerny przedpokój, kłaniając się kilkunastu zakonnicom, które pochyliły się aż ku ziemi, i pobiegł raczej niż poszedł ku salonowi gościnnemu, mieszczącemu się w antresolach, a w którym, przyznać to trzeba, nie uderzał żaden ślad tej surowości, będącej zwykle pierwszym warunkiem wnętrza klasztornego.
Drugi, wolno postępując po schodach, przeszedł przez też same komnaty; skłonił się tym samym zakonnicom, które mu odkłoniły się prawie również nizko, jak pierwszemu, i, nie śpiesząc się zgoła, stanął obok towarzysza w tym samym salonie.
— A teraz — odezwał się pierwszy — czekaj tu na mnie i grzej się — ja wejdę do niej i w dziesięć minut raz na zawsze przetnę wzmiankowane przez ciebie nadużycia; jeżeli zaprzeczy i potrzeba będzie dowodów, przywołam cię.
— Dziesięć minut, Ekscellencyo! — odpowiedział człowiek w płaszczu. — Zejdzie ze dwie godziny, nim Wasza Miłość przystąpi do