Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/81

Ta strona została przepisana.

kimi ważniejszymi, działaczami przebywającymi w stolicy.
Następnie Gaston włożył do walizy wszystką gotówkę, jaką posiadał, i w towarzystwie jednego tylko służącego, nazwiskiem Oven, który był u niego trzy lata i któremu, zdawało się, że może ufać, wyjechał z Nantes około południa.
Droga była piękna, wspaniałe słońce zimowe wzniosło się ponad pola, olśniewające białością śniegu sople, wiszące u gałęzi drzew, odbijały promienie światła, wyglądając jak dyamentowe stalaktyty, a jednak długi gościniec był prawie pusty: nic ani przed, ani za Gastonem nie wyglądało na tę klasztorną karetę zieloną i czarną, tak dobrze mu znaną, w której zacne Augustyanki z Clisson przywoziły i odwoziły pensyonarki do rodzin. Gaston, mając za sobą lokaja, jechał objawiając na twarzy tę wesołość, połączoną ze smutkiem, jaki uciska serce człowieka na widok piękności natury, który może mu lada chwila wydrzeć wypadek fatalny i nieunikniony na zawsze.
Porządek popasów, od Nantes aż do Mans, z góry ustanowiony był pomiędzy Gastonem i jego przyjaciółmi, ale wiele przyczyn skłaniało młodzieńca do przekroczenia tego porządku: nasamprzód mróz, który ściął i wygładził drogę jak zwierciadło, co stanowiło przeszkodę nieprzebytą, nawet gdyby Gaston nie miał innego powodu do opóźniania pochodu; tylko ze względu na lokaja udawał, że się bardzo śpieszy. Ale gdy koń jego dwa razy się potknął, a stępak