Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/82

Ta strona została przepisana.

Ovena zwalił się z nóg zupełnie, było to powodem naturalnym do zwolnienia drogi.
Co zaś do samego lokaja, temu od wyjazdu już było snadź pilniej, niż panu. Prawda, że pochodził on z tej klasy ludzi, którzy zawsze stanąć pragną na miejscu jaknajwcześniej, a to, że ponosząc w podróży same tylko trudy i przykrości, chcieliby ją ile możności skrócić. Uwielbiał on przytem Paryż w perspektywie; nigdy go, co prawda, w życiu nie widział, ale miał o nim relacye tak cudowne, że gdyby mógł, byłby przyprawił skrzydła obu rumakom, aby pędzić co siła, lubo sam nie tęgim był jeźdźcem.
Gaston więc jechał bardzo wolno, aż do Oudon, ale jakkolwiek zwalniał, kareta Augustyanek szła jeszcze wolniej. W Oudon wybrał zajazd pod „uwieńczonym wozem“, którego dwa okna wychodziły na gościniec; dowiedział się przytem, że zajazd ten, najokazalszy między wszystkimi w mieście, zwabiał do siebie wszystkie pojazdy. Podczas, gdy mu przygotowywano obiad (około drugiej popołudniu), Gaston, mimo mrozu, wysiadując na ganku, ani na chwilę oka nie spuścił z gościńca; ale, jak daleko sięgnąć wzrokiem, widział same tylko ciężkie furgony i wozy, wypakowane ludźmi, a powozu czarno-zielonego ani znaku. W niecierpliwości swej myślał, iż go może Helena wyprzedziła i już znajduje się w zajeździe. Przeszedł więc nagle od okien frontowych do okna wychodzącego na dziedziniec, z którego mógł łatwo odbyć przegląd powozów, stojących w remizach.