Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/86

Ta strona została przepisana.

— Pilno ci, Ovenie — rzekł — czyżbyś miał schadzkę z tym podróżnym, który cię pytał o drogę?
— Panu wiadomo, że to być by nie mogło — odparł Oven, bez zmieszania — skoro ten podróżny jedzie do Rennes, a my do Paryża.
Jednakże, pod niewzruszonym wzrokiem pana, Oven się zaczerwienił, a Gaston już miał otworzyć usta, aby mu zadać nowe pytanie, kiedy rozległ się turkot powozu, jadącego z Nantes. Gaston pobiegł od okna: był to powóz zielono-czarny.
Na ten widok Gaston zapomniał o wszystkiem, i porzuciwszy Ovena, wybiegł z numeru.
Z kolei Oven podstąpił do okna dla zobaczenia, jaki to ważny przedmiot sprawił taką dywersyę w umyśle pana; stanął na balkonie i spostrzegł zatrzymujący się powóz zielonoczarny. Nasamprzód zszedł z kozła człowiek w grubej opończy i otworzył drzwiczki; potem spostrzegł Gaston wychodzącą młodą kobietę, owiniętą w czarną mantylę; za nią wyszła siostra Augustyanka. Damy te, oznajmiając, że wyjadą po posileniu się, zażądały osobnego pokoju. Ale, iżby dostać się do tego pokoju, musiały przejść salę ogólną, gdzie Gaston, napozór obojętny, stał sobie przy piecu. Helena i młodzieniec zamienili spojrzenie prędkie, lecz znaczące, a, ku wielkiemu zadowoleniu Gastona, w człowieku o grubej opończy poznał on ogrodnika klasztornego, który mu był doręczył klucz