od kraty. W okolicznościach obecnych był to szczęśliwy i silny sprzymierzeniec.
Gaston ze spokojem, przynoszącym zaszczyt jego panowaniu nad sobą, przepuścił ogrodnika, nie zatrzymując go wcale; ale gdy ten przechodził przez dziedziniec do stajni, udał się za nim, pilno mu bowiem było go wypytać. Obawiał się, iż może ogrodnik odwiezie panie tylko do Oudon i zaraz powróci do klasztoru, a panie wezmą powóz pocztowy.
Ale uspokoił się po pierwszych słowach. Ogrodnik zawiezie panie aż na samo miejsce czasowego pobytu Heleny, do Rambouillet, potem odwiezie do klasztoru w Clisson siostrę Teresę, gdyż przełożona nie chciała narażać zakonnicy na niebezpieczeństwo tak długiej podróży w osamotnieniu. Przy końcu tej rozmowy, odbywającej się na progu drzwi stajennych, Gaston podniósł oczy i spostrzegł patrzącego nań Ovena; nie podobała mu się ta ciekawość lokaja.
— Co ty tam robisz? — zapytał kawaler.
— Czekam na pańskie rozkazy — odpowiedział Oven.
Nie było w tem nic dziwnego, że lokaj bez zajęcia patrzy sobie przez okno; Gaston więc zmarszczył tylko brwi.
— Czy ty znasz tego chłopca? — zapytał Gaston ogrodnika.
— Ovena? odrzekł tenże, zdziwiony pytaniem — co go nie mam znać! przecież my z jednej okolicy.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/87
Ta strona została przepisana.