— Tem gorzej! — cicho rzekł Gaston.
— Oh! Oven to dobry chłopiec — zauważył ogrodnik.
— Mniejsza o to! — rzekł Gaston — ani słowa o pannie Helenie, proszę cię.
Ogrodnik przyrzekł; był on- reszcie bardziej interesowany, niż ktobądź w tem, aby się nie wydawać ze stosunków z kawalerem. Po odkryciu pożyczenia klucza, nastąpiłaby natychmiast utrata miejsca, a miejsce ogrodnika klasztornego było doskonałem dla kogoś, umiejącego zeń korzystać.
Wrócił Gaston do sali ogólnej, gdzie nań czekał Oven. Trzeba go było ztamtąd oddalić: kazał mu więc siodłać konie. Ogrodnik przez ten czas napędzał służbę, tak, że tylko wyprzężono jedne konie i zaprzężono drugie. Powóz gotów więc był do drogi i czekał tylko na panie podróżne, które po krótkim i skromnym posiłku — był to bowiem post — znowu przeszły przez salę. U drzwi zastały Gastona, z głową odkrytą, stojącego w gotowości, aby pomódz im wsiąść do powozu. Uprzejmości takie ze strony młodych panów względem pań były w owej epoce bardzo powszechne; wreszcie i Augustyance Chlanlay nie był zgoła nieznanym. Przyjęła więc jego usługi bez wielkiego wzdragania się, i podziękowała nawet uprzejmym uśmiechem; oczywiście, podawszy rękę siostrze Teresie, Gaston miał prawo podać ją Helenie. Domyślamy się, że do tego właściwie on ciągnął.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/88
Ta strona została przepisana.