cali słówka przez nich tylko rozumiane, a stanowiące przyrzeczenia miłości dozgonnej; ona przesyłała mu niebiańskie uśmiechy, które na chwilę niebo otwierały biednemu kawalerowi. Co moment wychylała śliczną główkę za szybę, niby dla podziwiania jakiej góry lub doliny, ale Gaston wiedział dobrze, iż ona patrzy tylko na niego, a żadne góry i doliny, choćby najbardziej malownicze, nie nadałyby jej oczom tak kochającego wyrazu. Z zabranej w ten sposób, niby przypadkiem, znajomości szeroko korzystał Gaston, i ani na chwilę nie odstąpił od powozu; były to dla tego nieszczęśliwego pierwsze i ostatnie zarazem piękne blaski życia. Z uczuciem gorzkiej urazy przeciw losowi swemu zastanawiał się: dlaczego on, po raz pierwszy zażywając szczęścia, ma go być pozbawionym na zawsze; zapominał, że sam przecie rzucił się w ten spisek, który teraz ogarnął go całego, ściskał go ze wszystkich stron, zmuszał do wejścia na drogę, prowadzącą na wygnanie lub na szafot. Dość mu było zejść z tej drogi, a odkryłby inną, radosną i wdzięczną, wiodącą prosto i spokojnie do szczęścia: prawda, że przystępując do tego fatalnego spisku, nie znał jeszcze Heleny, zdawał się być samotnym na świecie. Nieopatrzny! mając dwadzieścia dwa lata, mniemał, że ten świat już mu nazawsze odmówił swoich rozkoszy i niemiłosiernie go ze wszystkich przyjemności wydziedziczył!
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/93
Ta strona została przepisana.