Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/94

Ta strona została przepisana.

Raz nareszcie napotkał Helenę, i od tej chwili świat ukazał mu się takim, jakim był rzeczywiście, to jest pełnym obietnic dla tych, którzy umieją czekać, pełnym nagród dla tych, którzy umieją na nie zasłużyć — ale było już zapóźno. Gaston wszedł na drogę bezpowrotną; musiał iść wciąż naprzód i osiągnąć cel, szczęśliwy lub złowrogi, a w każdym razie krwawy, do jakiego zmierzał.
W tych ostatnich więc pozostałych dlań chwilach nic mu nie umknęło, żaden uścisk ręki, żadne słówko z jej ust, westchnienia z serca, dotknięcie nóżką pod stołem oberży, lub oparcie się ciałem przy wychodzeniu z powozu. Domyślam się, że przy tem wszystkiem zapomniał o Ovenie, a podejrzenia, jakie powziął w chwili złego humoru, rozpierzchły się, niby szare ptaki nocne, znikające przed słońcem. Nie uważał więc Gaston, że od Oudon do Mans Oven rozmawiał z dwoma jeszcze jeźdźcami, podobnymi do tego, którego widział w poprzedni wieczór i którzy, równie jak tamten, puścili się w drogę do Paryża.
Ale Oven, który nie był zakochanym, nie przepuścił nic z tego, co działo się między Gastonem i Heleną.
W miarę atoli zbliżania się do celu Gaston coraz bardziej smutniał, bo liczył już nie na dnie, lecz zaledwie na godziny. Jechali dotąd cały tydzień, a jakkolwiek podróż szła wolno, przecież raz musiała się skończyć. To też, kiedy przybyli do Chartres, a oberżysta na za-