Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Z Chartres, gdzie, jak powiadamy, noc przeszła dla kochanków w smutku i łzach, wyjechano zrana do Rambouilllet, po drodze dla Gastona, a dla Heleny stanowiącem kres podróży. W Chartres znowu Oven rozmawiał z jednym z tych jeźdźców szaro ubranych, którzy wyglądali jak straż rostawiona po drodze; a wielce uradowany blizkością Paryża, który tak pragnął obaczyć, przyspieszał pochód orszaku. Śniadanie odbyło się we wsi, milcząco. Augustynka rozmyślała, że wieczorem uda się z powrotem do swego ukochanego klasztoru Helena rozmyślała, że choćby się Gaston i zdecydował coś działać, teraz byłoby już zapóźno; Gaston rozmyślał nad tem, że tegoż samego wieczora straci towarzystwo kobiety ukochanej, zejdzie się z nieznanymi ludźmi, z którymi sprawa złowroga zwiąże go nazawsze.
Około trzeciej popołudniu nadjechali nad wyniosłość tak stromą, że trzeba było wysiąść. Gaston podał rękę Helenie, zakonnica oparła się na ramieniu ogrodnika i wspinali się pod górę. Kochankowie szli przy sobie i serca ich tajały: Helena milczała, czując łzy sączące się z oczu wzdłuż oblicza, Gaston uczuwał kamień, ugniatający mu piersi, bo on, jako mężczyzna, nie płakał.
Przybyli na sam szczyt wzgórza pierwsi, i znacznie przed zakonnicą; i tam spostrzegli na widnokręgu wznoszącą się przed sobą dzwonnicę, a około niej sporą gromadę domów, grupujących się jak owce koło pasterza. Było