Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/11

Ta strona została przepisana.

Takim sposobem, dzięki przedsiębranym ostrożnościom. przebiegła już była bezkarnie część ulicy św. Honorjusza, gdy nagle na rogu ulicy de Grenelle, wpadła nie w ręce patrolu, lecz w ręce małego oddziału dzielnych ochotników, którzy obiadowali w składzie zbożowym, a których patrjotyzm bardziej jeszcze podżegały liczne toasty wznoszone na cześć przyszłych zwycięstw.
Biedna kobieta krzyknęła i usiłowała umknąć przez ulicę du Coq.
— Hej! hej! obywatelko! zawołał przywódca ochotników, już bowiem, wedle wrodzonej człowiekowi potrzeby posiadania dowódców, zacni ci patrjoci wybrali sobie naczelnika — hej! hej! a dokąd to?
Uciekająca nie odpowiedziała, lecz ciągle biegła.
— Pal!... zawołał przywódca; to mężczyzna przebrany! to uciekający arystokrata!
I brzęk dwóch czy trzech strzelb nieregularnie opadających na niepewne ręce, oznajmił biednej kobiecie, że zabierano się do wykonania nieszczęsnego ruchu.
— Nie! nie!... zawołała nagle, zatrzymawszy się i wracając, — nie, obywatelu, mylisz się; jam nie mężczyzna...
— A więc przystąp... rzekł przywódca i odpowiadaj kategorycznie. Dodąkże to idziesz, nocna piękności?
— Ależ, obywatelu, ja nigdzie nie idę... ja powracam.
— Jak na uczciwą kobietę, to zapóźno nieco powracasz, obywatelko.
— Idę od chorej krewnej.
— Biedna mała kotka... powiedział przywódca, machnąwszy ręką tak, że przelękła kobieta żywo odskoczyła; a gdzie masz kartę?
— Kartę? Jakto, abywatelu? Co przez to rozumiesz i czego żądasz ode mnie?
— Czy nie znasz dekretu gminy?
— Nie.
— Słyszałaś przecież, jak go obwoływano?
— Wcale nie. Cóż to znowu za dekret, mocny Boże?
— Naprzód, już się teraz nie mówi Bóg, lecz Najwyższa Istota.
— Przepraszam. Omyliłam się. To stary nałóg.
— Mówiłem, że dekret Gminy zabrania wychodzić po