Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/12

Ta strona została przepisana.

godzinie dziesiątej wieczorem baz karty obywatelskiej. Czy masz ją?...
— Niestety!... nie mam.
— Zapomniałaś jej u twej krewnej?...
— Nie wiedziałam, że trzeba wychodzić z taką kartą.
— A więc zajdźmy do najbliższego posterunku, tam wytłumaczysz się grzecznie przed kapitanem, a jeżeli będzie z ciebie kontent, każe cię dwom żołnierzom odprowadzić do domu; jeżeli nie, zatrzyma cię aż do czasu powzięcia dokładniejszych informacyj. Na lewo zwrot, krokiem podwójnym, naprzód, marsz!...
Z okrzyku przerażenia jaki wydała uwięziona, przywódca ochotników wniósł, że biedna kobieta mocno się lękała tego środka.
— Oho!... rzekł, jestem pewien, żeśmy jakąś znakomitą zwierzynę złowili. No, dalej w drogę, moja mała! I przywódca schwycił rękę podejrzanej, wziął ją pod ramię i mimo krzyków jej i łez pociągnął za sobą do posterunku w pałacu Równości (Palais Egalite). Zbliżali się właśnie ku rogatce des Sergents, gdy nagle wysoki młodzieniec otulony płaszczem pokazał się na rogu ulicy des Petits-Champs, i posłyszał, jak uwięziona błaganiami usiłowała odzyskać wolność. Ale przywódca ochotników nic na to nie zważając, grubjańsko pociągnął ją za sobą. Kobieta krzyknęła już to z przestrachu, już z bólu. Młodzieniec widział tę walkę, słyszał krzyk, przeskoczywszy więc z jednej strony ulicy na drugą, spotkał się oko w oko z małym oddziałem.
— Co to jest, co robicie tej kobiecie?... zapytał tego, który wyglądał na przywódcę.
— A ty co za jeden jesteś, że śmiesz nas zapytywać?...
Młodzieniec rozpiął płaszcz, a na wojskowym jego mundurze zabłysła szlifa.
— Jestem oficerem, rzekł, jak to widzicie.
— Oficerem... gdzie?...
— W gwardji obywatelskiej.
— Cóż stąd!... cóż nam do tego?... odparł jeden z oddziału, my nie znamy żadnych oficerów gwardji obywatelskiej!...
— Co, co on mówi?... zapytał, drugi przeciągłym i wy-