Tak wyszukanie wystrojony Morand, stanowił niemały przedmiot ciekawości dla Maurycego.
— Niech mnie djabli porwą... rzekł, zdążając na spotkanie przybywającego, jeżeli będę teraz kiedykolwiek zazdrosnym o ciebie, kochany obywatelu Morand. Ubieraj się, ile razy zechcesz, w twe paradne suknie, każ sobie zrobić nawet na święto ubiór ze złotego sukna. Przyrzekam, że od dziś patrzeć tylko będę na twe włosy i okulary, i nigdy nie będę cię obwiniał o miłość dla Genowefy.
Łatwo pojąć, że pod wpływem takiego przekonania, Maurycy daleko szczerzej uścisnął dłoń obywatela Morand, niż to zwykle dotąd miało miejsce.
Na stole, wbrew zwyczajowi, były trzy tylko nakrycia. Maurycy wpadł na myśl, że pod tym stołem spotkać może nóżkę Genowefy, noga więc zakończy niemy i miłosny frazes, który ręka rozpoczęła.
Maurycy szukał i znalazł nóżkę Genowefy. Za pierwszem dotknięciem, którego wrażenie śledził na jej twarzy, spostrzegł, że się rumieni i blednieje, lecz nóżkę pozostawiła w objęciach nóg jego.
Zdawało się, że Morand wraz z swym surdutem koloru gardła gołębiego, odzyskał i dekadowy dowcip, ów dowcip świetny, który Maurycy słyszał nieraz tryskający z ust tego człowieka tak dziwnego, dowcip któremu zapewne dzielnie byłby towarzyszył blask oczu, gdyby go nie gasiły zielone okulary.
Morand prawił tysiące dowcipów, ale nigdy się nie śmiał. Ta powaga, stanowiła całą siłę jego żartów, cały ich dźwięk szczególny. Ten kupiec, który tyle podróżował z powodu handlu skórami wszelkiego rodzaju, począwszy od skór pantery, aż do skór królika, ten chemik z czerwo-
Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/132
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XIX.
PROŚBA