— Nic nadto naturalniejszego... powiedział Lindey. Są urzędnicy, którym nie ufają, ale ja zadużo dałem dowodów poświęcenia się dla sprawy, iżby mnie śmiano zaliczać do ich liczby. Pozwolenie wejścia do Temple zależy od urzędników straży. Naczelnikiem straży, w dniu kiedy mam służbę, jest zawsze przyjaciel mój Lorin, który jak mi się zdaje, niewątpliwie powołany będzie na następcę generała Santerra, bo w ciągu trzech miesięcy awansował z kaprala na adjutanta-majora. Przyjedźcie więc do mnie w dniu, w którym będę na służbie, to jest w przyszły czwartek...
— No-... rzekł Morand, spełniły się zatem życzenia pani.
— O!... nie, nie, powiedziała Genowefa, nie chcę.
— Dlaczego?... zawołał Maurycy, widzący w tych odwiedzinach w Temple sposobność zobaczenia Genowefy w dniu, który miał go szczęścia tego pozbawić.
— Bo... rzekła Genowefa, możebym cię naraziła przez to kochany Maurycy, na jaką nieprzyjemność, a ja nie chcę, iżby dla mojego widzimisię, spotkać miało cokolwiek złego naszego przyjaciela. Nigdy w życiu nie przebaczyłabym sobie tego.
— Otóż to mądrze powiedziane... odezwał się Morand. Wierzaj mi pani, nieufność posunięto dziś do najwyższego stopnia, najlepszych patrjotów mają dziś w podejrzeniu i zrzeknij się zamiaru, powziętego wskutek prostej ciekawości jedynie.
— Mógłby kto sądzić, Morandzie, żeś zazdrosny i że dlatego, iż nie widziałeś sam, ani króla ani królowej, nie chcesz aby ich inni widzieli. No, daj pokój i przyjdź tam także.
— Ja?... o!... nie...
— Nie obywatelka Dixmer, ale teraz ja proszę i ją i ciebie, abyście chcieli rozerwać mnie biednego więźnia; bo skoro się raz zamkną wielkie drzwi za mną, jestem, na szczęście, na dwadzieścia cztery godzin tylko, więźniem takim samym jak król, albo książę krwi królewskiej.
I silniej ścisnąwszy nóżkę Genowefy, dodał:
— Przyjdź, pani, błagam!...
— Jakże, Morandzie... rzekła Genowefa, czy zechcesz mi towarzyszyć?
— Byłby to dla mnie dzień stracony... powiedział Mo-
Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/135
Ta strona została przepisana.