Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/149

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXII.
SIMON OSKARŻYCIEL

Maurycy, z sercem niebiańską prawie przepełnionem radością, wrócił na swe stanowisko; i zastał starą Tison płaczącą.
— Cóż ci jest, matko?... — zapytał.
— Wściekła jestem... — odpowiedziała ceklarka.
— Dlaczego?
— Boś niesprawiedliwy dla biednych ludzi tego świata.
— Jakto?...
— Jesteś bogaty, jesteś mieszczaninem; przybywasz tu na jeden dzień tylko, a wolno ci sprowadzać ładne kobietki, co dają bukiety Austrjaczce; mnie zaś, która ciągle gnieżdżę się w tym gołębniku, nie pozwalają widzieć mej biednej Heloizy.
Maurycy wsunął jej w rękę dziesięcio-liwrową asygnatę.
— Masz, moja poczciwa Tison... — rzekł — weź to i nabierz odwagi.
— Ano prawda! przecież austrjaczka nie wiecznie chyba żyć będzie. Dziesięcio-liwrowa asygnata... — mruknęła ceklarka, — grzecznie to z twojej strony, ale wołałabym kawałek papieru na papilot dla mojej córki.
To co powiedziała, usłyszał wchodzący w tej chwili Simon, a widział przytem, jak ceklarka chowała do kieszeni wziętą od Maurycego asygnatę.
Wspomnijmy teraz, w jakim usposobieniu umysłu zostawał Simon.
Przybywał z dziedzińca, na którym spotkał Lorina. Między tymi dwoma ludźmi zbyt wyraźna panowała nienawiść; nietyle była ona skutkiem gwałtownej sceny, o któ-