Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/15

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ II.
NIEZNAJOMA

W głosie kobiety tyle było trwogi, a zarazem godności, że Maurycy zadrżał. Ten głos wstrząsający, jak prąd elektryczny przeniknął do jego serca.
Zwrócił się ku rozprawiającym między sobą ochotnikom. Upokorzeni, że jeden człowiek umiał ich utrzymać w szachu, widocznie chcieli odzyskać swą powagę, było ich bowiem ośmiu przeciw jednemu, a trzech miało strzelby, inni zaś pistolety i piki. Maurycy posiadał tylko pałasz, walka więc nie mogła być równa.
Równie dobrze pojmowała to nieznajoma i zwiesiwszy głowę na piersi, westchnęła.
Wtem na rogu ulicy Bons-Enfants zabłysło kilka luf karabinowych i usłyszano miarowy chód patrolu, który widząc stojącą gromadkę, zatrzymał się o kilka kroków, a kapral zawołał: Kto idzie!...
— Przyjaciel!... odrzekł Maurycy. Przyjaciel!... zbliż się tu Lorin.
Ten, który rozkaz taki otrzymał, żywo zbliżył się na czele swoich ośmiu żołnierzy.
— Czy to ty, Maurycy?... spytał kaprala!... rozpustniku, co robisz o tej godzinie na ulicy?...
— Widzisz, że wychodzę z posiedzenia Braci i Przyjaciół.
— Tak... i udajesz się na posiedzenie sióstr i przyjaciółek, znamy się na tem.
— Nie, mylisz się przyjacielu; powracałem wprost do siebie i oto spotkałem na drodze obywatelkę, wydzierają-