Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/150

Ta strona została przepisana.

rej już wspomnieliśmy naszym czytelnikom, ile raczej skutkiem różnicy rasy, tego odwiecznego źródła wstrętu, lub pociągu, zwanych tajemniczemi, a jednak tyle jasnemu.
Simon byt brzydki, Lorin zaś przystojny. Simon był brudny, Lorin czysto wyglądał. Simon był republikanin fanfaron, Lorin zaś należał do rzędu patrjotów gorliwych, którzy dla rewolucji prawdziwe czynili ofiary; skoro przytem, przychodziło do pięści, Simon czuł instynktownie, że pięść eleganta równie gładko, jak dłoń Maurycego byłaby mu wymierzyła plebejuszowską karę.
Skoro więc spostrzegł Lorina, stanął jak wryty i zbladł.
Simon wydobył ołówek z kieszeni swego kaftana i udawał, że coś zapisuje na kawałku papieru, tak samo prawie czarnym, jak jego ręce.
— O!... ho!... — odezwał się Lorin, — nauczyłeś się widzę pisać, Simonie, odkąd zostałeś nauczycielem Kapeta?... Patrzcie no, obywatele. Daję słowo, że on coś notuje!..
Młodzi gwardziści, prawie wszyscy mniej więcej wykształceni, wybuchnęli głośnym śmiechem, a nędzny szewc zgłupiał prawie.
— Dobrze... dobrze!... — rzekł, zgrzytając zębami, cały blady ze złości, wpuściłeś obcych do wieży, bez pozwolenia gminy. Dobrze, dobrze, każę ja spisać z ciebie protokół urzędnikowi.
— Ten urzędnik pisać przynajmniej umie... — odpowiedział Lorin, — bo to Maurycy, którego znasz, przezacny Simonie; Maurycy, żelazna ręka, przypominasz ją sobie?...
W tej chwili wychodził właśnie Morand z Genowefą.
Na ich widok, Simon rzucił się do wieży, i jak powiedzieliśmy, spostrzegł, że Maurycy dla pocieszenia starej Tison, dał jej dziesięcio-liwrową asygnatę.
— No proszę!... — rzekł Simon do starej Tison, ocierającej oczy fartuszkiem, ty obywatelko, jak uważam, koniecznie chcesz dać łeb pod gilotynę?...
— Ja?... — przerwała Tison, — a to dlaczego?...
— Bierzesz pieniądze od urzędników i wpuszczasz arystokratów do austrjaczki...
— Ja?... — powiedziała stara Tison... — milcz głupcze.