Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/152

Ta strona została przepisana.

— Co?... grozisz mi?... nazywasz mnie katem?... — wrzasnął Simon, gniotąc kwiat palcami; obaczymy, czy to wolno arystokratom... Co to jest?...
— Co?... — spytał Maurycy.
— To co tu czuję w tym goździku. Ah!... ah!...
I w oczach zdumiałego Maurycego, Simon wyjął z kielicha kwiatu mały papierek najstaranniej zwinięty.
— Na Boga!... — zawołał zkolei Maurycy, — co to jest?...
— Dowiemy się, dowiemy zaraz... — rzekł Simon, przystępując do okienka. — Twój przyjaciel Lorin twierdzi, że nie umiem czytać, otóż przekonasz się.
Lorin oszkalował Simona, umiał on czytać wszelki druk a nawet i pismo, skoro było wyraźnie i wielkiemi literami skreślone. Ale na tej karteczce literki tak były drobne, że musiał wezwać pomocy okularów. Położył więc kartkę na oknie i zaczął szukać po kieszeniach, lecz, że w tej chwili obywatel Agrikola otworzył drzwi od przedpokoju, umieszczone wprost naprzeciw okna, wiatr więc zdmuchnął jak piórko lekki papierek, wskutek czego, gdy Simon po kilkochwilowem szukaniu okularów, wydobył je nakoniec i włożył na nos, nadaremnie szukał karteczki, bo karteczka znikła.
Simon ryknął.
Tu leżał papierek... — zawołał, — leżał... mówię, obywatelu urzędniku, leżał i musi się znaleźć koniecznie.
Wybiegł jak strzała, zostawiając przelękłego Maurycego.
W dziesięć minut później trzech członków gminy weszło do wieży. Królowa była jeszcze na tarasie, a rozkazano, aby broń Boże!... nie wiedziała nic o tem, co zaszło. Członkowie gminy kazali się do niej zaprowadzić.
Najpierw uderzył ich w oczy pąsowy goździk, który jeszcze w ręku trzymała. Spojrzeli po sobie zdziwieni i przystąpili ku niej.
— Prosimy o ten kwiatek... — rzekł prezes deputacji.
Królowa podała kwiat żądany.
Prezes wziął goździk i udał się wraz z kolegami do sali sąsiedniej, dla dokonania śledztwa i spisania protokółu.
Otworzono kwiat, był pusty.
— Chwilkę, chwilkę, obywatele... — rzekł jeden z członków; serce goździka było wyjęte. W osadzie jego niema