Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/160

Ta strona została przepisana.

ście po niego przybyli. I nie znajdziecie go podobnie, jak kwiaciarki.
— Kłamiesz! Simonie!... — zawołał wściekły głos — znajdzie się, bo oto jestem!...
I Lorin wpadł na salę.
— Miejsca dla mnie! miejsca!... — wołał, roztrącając widzów.
I stanął obok Maurycego.
To tak naturalne, wolne od wszelkiej przesady wejście Lorina, dopełnione z całą szczerością, najkorzystniejsze dla niego sprawiło wrażenie na trybunach. Rozległo się z nich: brawo!
Maurycy uśmiechnął się i podał rękę przyjacielowi.
Widzowie z wyraźnem współczuciem spojrzeli na obu pięknych młodzieńców, których jak widmo zazdroszczące im młodości i piękności, oskarżał niegodny szewc z Temple.
Simon spostrzegł, że nieprzyjazne wrażenie zaczyna ciężyć na nim — postanowił zadać cios ostatni.
— Obywatele!... — ryknął, — żądam, aby wysłuchano wspaniałomyślną obywatelkę Tison, żądam aby mówiła, aby oskarżała!
— Obywatele!... — rzekł Lorin, — a ja proszę, abyście pierwej wysłuchali młodą kwiaciarkę, którą aresztowano i którą tu napewno zaraz przyprowadzą.
— Nie... — odpowiedział Simion, — to znowu będzie jakiś fałszywy świadek, jakiś najmita arystokratów. Wreszcie, obywatelka Tison pała niecierpliwością objaśnienia sprawiedliwości.
Przez ten czas, Lorin rozmawiał pocichu z Maurycym.
— Dobrze... — zawołały trybuny; — dobrze! niech stara Tison uczyni najpierw zeznanie.
— Czy jest tu obywatelka Tison?... — zapytał prezes.
— Zapewne, że jest... — zawołał Simon. — Obywatelko Tison... odezwij się przecie.
— Oto jestem, prezesie... — rzekła ceklarka; — ale jeżeli zeznam wszystko, czy oddacie mi moją córkę?
— Twoja córka nie ma nic wspólnego z zajmującą nas sprawą, powiedział prezes; zeznawaj więc, a potem możesz się udać do gminy i upraszać o twe dziecię.
— Czy rozumiesz?... obywatel prezes rozkazuje ci, abyś