Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/161

Ta strona została przepisana.

zeznawała, — krzyknął Simion, — zeznawaj więc natychmiast.
— Chwilkę cierpliwości... — rzekł prezes obracając się ku Maurycemu, zdziwiony spokojnością tego — zwykle tak zapalczywego młodzieńca, — chwilkę. Obywatelu urzędniku, czy nie masz nic do powiedzenia?
— Nie, obywatelu prezesie, to tylko powiem, że Simon nim nazwał podłym i zdrajcą podobnego mnie człowieka, powinien był wprzód lepiej się o wszystkiem poinformować.
— Mówisz więc... — przerwał Simon tonem szyderstwa właściwego paryskiemu gminowi...
— Mówię, Simonie... — powtórzył Maurycy raczej smutny, niż zagniewany, że wkrótce okropnie zastaniesz ukarany, skoro obaczysz, co nastąpi.
— A cóż ma nastąpić?... — spytał Simon.
— Obywatelu prezesie; — zaczął znowu Maurycy, nie odpowiadając nikczemnemu oskarżycielowi — i ja, dzieląc zdanie mego przyjaciela Lorina, proszę cię, aby wysłuchano pierwiej młodą dziewczynę, którą aresztowano nim zabierze głos ta biedna kobietą, którą zapewne namówiono do uczynienia denuncjacji.
— Czy słyszysz, obywatelko?... — zawołał Simon, — czy słyszysz? nazywają cię fałszywym świadkiem.
— Ja! fałszywym świadkiem!... — rzekła stara Tison, — ah! obaczysz; poczekaj, poczekaj!...
— Obywatelu... — — rzekł Maurycy, — przez litość, rozkaż tej nieszczęśliwej, aby milczała.
— Aha! boisz się!... — wrzeszczał Simon, — boisz się! Obywatelu prezesie, ja koniecznie nalegam, aby obywatelka Tison zeznawała!...
— Tak, tak, niech zeznaje!... — zawołały trybuny.
— Milczeć!... — zawołał prezes; — otóż i gmina wraca.
W tej chwili usłyszano turkot zajeżdżającego powozu, wielki szczęk broni i zgiełk.
Simon niespokojnie obrócił się ku drzwiom.
— Zejdź z trybuny... — rzekł prezes, — nie masz więcej głosu.
Simon usłuchał.
Następnie weszli żandarmi, a za nimi nowe tłumy ciekawych, które wnet roztrącono i popchnięto jakąś kobietę ku kratkom.