Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/162

Ta strona została przepisana.

— Czy to ona?... — spytał Lorin Maurycego.
— Tak, tak, ona... — odrzekł tenże. — Oh! nieszczęśliwa! zgubiła się!
— Kwiaciarka! kwiaciarka! patrzcie!... — szepnęły powodowane ciekawością trybuny.
— Żądam przedewszystkiem, aby stara Tision zeznawała, — ryknął szewc — kazałeś jej przecie, aby to uczyniła, a jednak widzisz, że cię nie słucha.
Przywołano starą Tison, która zaczęła straszliwą denuncjację. Według niej kwiaciarka winną była wprawdzie, lecz Maurycy i Lorin byli jej wspólnikami.
Denuncjacja ta niewypowiedziane sprawiła wrażenie na publiczności.
Simon triumfował.
Przywołana kwiaciarka stanęła poniżej trybuny, wprost naprzeciw starej Tison, której zeznanie tak mocno powiększyło zbrodnię, o jaką ją obwiniono.
Wtedy odrzuciła swój welon.
— Heloizo!... — zawołała stara Tison, — moja córko... tyś tu?...
— Tak jest, matko.... — odpowiedział łagodnie dziewica.
— I dlaczegóż stoisz między żandarmami?
— Bo jestem oskarżona, matko.
— Tyś... oskarżona?... — zawołała z rozpaczą stara Tison; — przez kogo?...
— Przez ciebie, matko!
Okropne, grobowe milczenie zaległo nagle całą hałaśliwą masą ludu, wrażenie straszliwej sceny ścisnęło wszystkie serca.
— To jej córka!... — szeptały w dali ciche głosy, — to jej córka!... o nieszczęśliwa!...
Maurycy i Lorin spojrzeli na skarżącą i na oskarżoną z uczuciem głębokiego politowania i pełnej uszanowania boleści.
Simon, jakkolwiek pragnął widzieć koniec tej sceny, która, jak mniemał, nieomylnie skompromituje Maurycego i Lorina, starał się jednak gwałtem uniknąć spojrzeń starej Tision. Wodziła ona błędnym wzrokiem wokoło siebie.
— Jak się nazywasz, obywatelko... — spytał prezes,