Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/164

Ta strona została przepisana.

Wszystkie spojrzenia padły na Simona i przywaliły go najgłębszą pogardą.
Prezes mówił dalej.
— Ponieważ więc sama dałaś ten bukiet, ponieważ wiedziałaś, że w każdym kwiatku jest karteczka, powinnaś zatem wiedzieć także, co na niej było napisano.
— Wiem.
— A więc!... powiedz nam, cóż to było takiego?...
— Obywatelu, z godnością rzekła dziewica, powiedziałam już wszystko, com mogła, a nadewszystko, com chciała.
— Odmawiasz więc dalszych odpowiedzi?
— Odmawiam.
— I wiesz, na co się narażasz?
— Wiem.
— Masz może nadzieję w twej młodości? w twej piękności?...
— Mam tylko nadzieję w Bogu.
— Obywatelu Maurycy Lindey; powiedział prezes, obywatelu Hiacyncie Lorin, jesteście wolni; Gmina uznaje waszą niewinność i oddaje sprawiedliwość waszemu obywatelstwu; żandarmi odprowadźcie obywatelkę Heloizę do więzienia sekcji.
Zdawało się, że te słowa przebudziły starą Tison. Wydała ona krzyk okropny i chciała rzucić się dla ucałowania raz jeszcze swej córki. Ale żandarmi jej nie dopuścili.
— Przebaczam ci, matko moja! wołała uprowadzona dziewica.
Stara Tison wydała dziki ryk i padła jak martwa.
— O szlachetna dziewico!... szepnął boleśnie wzruszony Morand.