Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/17

Ta strona została przepisana.

— Lorin, rzeki Maurycy, powiedz, że sam zaprowadzisz aresztowaną na odwach!... masz do tego prawo, jesteś naczelnikiem patrolu.
— Dobrze, odpowiedział młody kapral, rozumiem cię nieco.
I, zwracając się do nieznajomej dodał:
— No, no, moja piękna, ponieważ nie chcesz nas przekonać, musisz się udać z nami.
— Nic z tego nie będzie... odrzekł przywódca pierwszego oddziału, ona do nas należy, my więc ją zatrzymamy.
— Ej! obywatele, obywatele... odezwał się Lorin, jak widzę to się pogniewamy.
— Gniewajcie się, lub nie, do licha! to mi wszystko jedno. My jesteśmy prawdziwi żołnierze rzeczypospolitej i kiedy wy patrolujecie po ulicach, my musimy przelewać krew naszą na granicach.
— Strzeżcie się, abyście jej tu po drodze nie przeleli, obywatele, a to bardzo łatwo może nastąpić, jeżeli nie będziecie grzeczniejsi.
— Grzeczność to rzecz arystokratów, a my jesteśmy sankiuloci, odparli ochotnicy.
— No, no... rzekł Lorin, nie mówcie przy pani o podobnych rzeczach. Może ona angielka. Nie gniewaj się o to przypuszczenie, mój piękny ptaszku, dodał uprzejmie zwracając mowę do nieznajomej.
— Pani... rzekł Maurycy, widzisz, na co się zanosi, za pięć minut tych kilkunastu ludzi będzie się zabijało dla pani. Czyż sprawa tych, którzy cię bronić pragną zasługuje na przelew krwi?
— Panie... odpowiedziała nieznajoma załamując ręce, tylko jedną rzecz wyznać panu mogę, że jeżeli każesz mnie aresztować, sprowadzi to dla mnie i dla innych tak wielkie nieszczęścia, że wolę, abyś mnie przebił bronią, którą trzymasz w ręku i trupa mego wrzucił w Sekwanę, niżeli miał mnie opuścić.
— Ha! dobrze... odrzekł Maurycy. Biorę wszystko na siebie.
I puściwszy ręce pięknej nieznajomej, które trzymał w swoich, rzekł do gwardzistów narodowych:
— Obywatele! jako wasz oficer, jako patrjota, jako francuz, rozkazuję wam, abyście bronili tej kobiety. A ty,