Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/195

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIX.
PATROL

Pogrążony w ponurych dumaniach, ze wzrokiem zatopionym w bieżącą wodę, co u prawdziwego paryżanina oznacza pewną melancholję, Maurycy, wsparty o poręcz mostową, posłyszał miarowe kroki małego oddziału wojska i poznał, że to patrol.
Obejrzał się; nadchodziła kompanja gwardji narodowej, z drugiego końca mostu. Zdało mu się, że wśród ciemności poznaje Lorina.
On był to w rzeczy samej. Skoro spostrzegł Maurycego, podbiegł z otwartemi ramiony ku niemu.
— Przecież cię nareszcie znajduję... — zawołał. — Nie tak bo to łatwo, u licha, spotkać się teraz z tobą.
— Co ty tu robisz z patrolem?... — spytał zaniepokojony Maurycy.
— Jestem dowódcą wyprawy, przyjacielu, musimy odzyskać koniecznie naszą zachwianą sławę.
I obróciwszy się do kompanji zakomenderował.
— Na ramię broń! Prezentuj broń! Do nogi broń! Teraz, moje dzieci, nie dosyć jeszcze ciemno. Pogadajcie o swoich interesach, a my pomówimy o swoich.
I wracając do Maurycego, dodał:
— Dziś w sekcji zdobyłem trzy ważne wiadomości.
— Jakie?...
— Pierwsza: że obu nas zaczynają mieć w podejrzeniu.
— Wiem o tem. Cóż więcej?...
— Druga: że całym spiskiem goździkowym kierował kawaler de Maison-Rouge.
— I to wiem również.
— Ale tego zapewne nie wiesz, że pąsowy goździk i podziemie stanowiły jedną całość.