Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/207

Ta strona została przepisana.

— No! stłumionym głosem rzekł Maurycy, i cóż postanowimy?
— Ha! odpowiedział policyjny ajent, schwytamy go we własnym pokoju, a może nawet w łóżku.
— Czy ulice dobrze są osaczone?... spytał Maurycy z zajęciem, które zgromadzeni naturalnie przypisali obawie, aby kawaler nie umknął.
— Ulice, przejścia, rozdroża, wszystko... odrzekł szaro ubrany; sądzę, że mysz nawet nie wymknie się, jeżeli nie zna hasła....
Maurycy zadrżał.
— A ilu ludzi... spytał szaro ubrany, potrzeba dla schwytania kawalera?
— Sądzę, że ja i Maurycy sami temu podołamy, odpowiedział Lorin, nieprawdaż Maurycy?
— Tak... wyjąkał tenże, o! podołamy.
— Słuchajcie!... wtrącił agent policyjny, poco tak się rwiecie, czy wam wiele na tem zależy, abyście go sami schwytali?
— Do pioruna! czy nam zależy na tem... zawołał Lorin, tak mi się zdaje! Nieprawdaż, Maurycy, to my go schwytać winniśmy?
— Ha! jeżeli wam w istocie chodzi o to... rzekł agent policja, weźmy z sobą trzech lub czterech ludzi: kawaler, gdy śpi, ma zawsze szpadę pod poduszką i dwa pistolety na stole.
— O! do kroćset!... zawołał grenadjer z kompanji Lorina, chodźmy wszyscy razem, poco dawać komu pierwszeństwo; jeżeli się podoba, zachowamy go dla gilotyny; jeżeli stawi opór, to go rozsiekamy.
— Zgoda... odrzekł Lorin, dalej naprzód. Czy drzwiami wejdziemy, czy oknem?
— Drzwiami... odparł agent policyjny, może w nich klucz znajdziemy, gdybyśmy weszli oknem, brzęk szyb zarazby ich zaalarmował.
— Więc drzwiami zawołał Lorin, klucz jest w zamku.
W rzeczy samej, po ciemku wyciągnął rękę, jak powiedział i dotknął zimnego klucza.
— Nuże, obywatelu poruczniku, otwieraj... rzekł szaro ubrany.
Lorin ostrożnie obrócił klucz w zamku i drzwi się otworzyły.