Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/22

Ta strona została przepisana.

— Zatem jesteś, obywatelko, dobrą patrjotką. a więc poco się ukrywasz. Skąd idziesz obywatelko?
— Litości! mój panie!... zawołała nieznajoma.
W słowach „mój panie“ przebijało tak głębokie delikatne uczucie wstydu i żalu, że Maurycy opanowany życzliwością pomyślał:
— Zapewne kobieta ta powraca z jakiej czułej schadzki. Na tę myśl uczuł ściśnięcie serca, i sam nie wiedząc dlaczego od tej chwili stał się milczący.
Tymczasem nasi wędrowcy nocni doszli już do ulicy Verrerie, spotkawszy trzy, czy cztery patrole, które usłyszawszy hasło, dalej ich przepuściły. Dopiero oficer ostatniego czynił pewne trudności. Maurycy musiał oprócz hasła wymienić swoje nazwisko i mieszkanie.
— Dobrze, — odpowiedział oficer, — a obywatelka?...
— To... to siostra mojej żony.
Oficer przepuścił ich.
— Pan jesteś żonaty?... — wyszeptała nieznajoma.
— Nie, pani, a dlaczego o to pytasz?
— Bo, — odparła śmiejąc się, — mogłeś pan łatwiej powiedzieć, iż jestem pańską żoną.
— Pani... — odpowiedział Maurycy — nazwa żona jest świętym tytułem i lekkomyślnie nie powinna być traktowana. Nie mam zaszczytu znać pani.
Obecnie przyszła kolej na nieznajomą: uczuła się dotknięta. Milczała.
W tej chwili przechodzili przez most Marji.
— Zapewne jesteśmy w dzielnicy, gdzie pani mieszka?... — zapytał Maurycy.
— Tak, obywatelu... — odrzekła nieznajoma, — ale tu właśnie bardziej, niż gdziekolwiek, twojej pomocy potrzebuję.
— Pani, zabraniasz mi być ciekawy, a jednocześnie słowy swemi ciągle coraz więcej podniecasz moją ciekawość, to nie szlachetnie. Proszę o więcej nieco zaufania; sądzę, żem na nie dobrze zasłużył. Czy nie uczynisz mi pani zaszczytu, abym się dowiedział z kim mówię?
— Mówisz pan — z uśmiechem przerwała nieznajoma, — z kobietą, którąś uwolnił od największego w życiu niebezpieczeństwa, i która też aż do śmierci nie przestanie ci być za to wdzięczna.