Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/233

Ta strona została przepisana.

— Simonie! Simonie!... zastanów się dobrze, co czynisz. Powtarzam ci, że od czasów Nerona nie słyszano o takich rzeczach... — ponuro mruknął Fouquier.
— A! o mało co nie zapomniałem, mam dla ciebie denuncjację.
— Znowu! ty chcesz mnie zamęczyć robotą.
— Przecie trzeba służyć krajowi.
Simon, mówiąc to, podał mu papier ciemny jak skóra, o której dopiero mówił, ale mniej zapewne giętki. Fouquier wziął go i przeczytał.
— Znowu ten twój obywatel Lorin, ty musisz bardzo nienawidzieć tego człowieka?
— Uważam go za bardzo podejrzanego. Wczoraj wieczorem powiedział: „Dobranoc pani“, do jakiejś obywatelki, która mu się z okna kłaniała... Jutro, mam nadzieję, doniosę ci kilka słów o innym podejrzanym, o tym Maurycym, co to był na służbie w Temple, podczas wypadku z pąsowym goździkiem.
— Byle coś dokładnego i pewnego, — rzekł Fouquier, uśmiechając się do Simona.
Podał mu rękę i odwrócił się z pośpiechem nie bardzo pochlebnym dla szewca.
Simon poszukał wzrokiem obywatela Teodora, ale go już w sali nie dostrzegł.
Zaledwie jednak wyszedł poza kratę zachodnią, znów ujrzał Teodora przy budce pisarza. Przy nim stał mieszkaniec budki.
— O której godzinie zamykają kraty?... — pytał tego człowieka Teodor.
— O piątej.
— A potem co tu robią?
— Nic, sala pusta jest aż do rana.
— I niema żadnych patroli? nikt nie dyżuruje?
— Nie, panie, baraki nasze zamykane są na klucz.
Teodor, usłyszawszy wyraz, panie, zmarszczył brwi i natychmiast z niedowierzaniem spojrzał wokoło siebie.
— Czy drąg żelazny i pistolety są w baraku? — zapytał.
— Są, pod obiciem.
— Wracaj do domu... Ale, ale, pokaż mi jeszcze izbę trybunału, której niezakratowane okno wychodzi na dziedziniec przy placu Delfina.