Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/24

Ta strona została przepisana.

le czynisz zaszczytu. Szczególny to przyjaciel, który nie zna nazwiska przyjaciółki, przed którym ukrywa ona swoje mieszkanie, z obawy zapewne, aby jej nie nudził odwiedzinami swemi.
Młoda kobieta nic nie odpowiedziała, opuściła głowę.
— Wreszcie, proszę pani... — rzekł Maurycy — jeżelim zdybał jaką tajemnicę, nie na mnie gniewać się należy, nie starałem się o to wcale.
— Otóż jesteśmy u celu... — rzekła nieznajoma.
Było to naprzeciw starej ulicy świętego Jakóba, otoczonej czarnemi, wysokiemi domami, poprzerzynanej ciemnemi przejściami i uliczkami, pełnemi farbiarni i garbarni, bo o parę kroków stamtąd płynie rzeczka Bievre.
— Jakto?... — spytał Maurycy, — jakto, tu pani mieszka?
— Tak, panie.
— To niepodobna.
— A jednak tak jest w istocie. Żegnam cię, dzielny rycerzu; żegnam cię, wspaniałomyślny protektorze!
— Żegnam panią... — odpowiedział z lekką ironją Maurycy; — lecz chciej mi pani powiedzieć, dla spokojności mojej, czy żadne ci już teraz nie grozi niebezpieczeństwo?
— Żadne.
— No, to odchodzę.
Nieznajoma pozostała przez chwilę nieruchoma na swojem miejscu.
— Nie chciałabym w ten sposób rozstać się z panem... — rzekła, — i proszę cię, panie Maurycy, podaj mi rękę swoją.
Maurycy przystąpił ku nieznajomej i spełnił jej żądanie. Uczuł wtedy, że nieznajoma wsuwa mu pierścień na palec.
— No! no! obywatelko, co czynisz? Czy nie czujesz, że tracisz jeden z twych pierścionków?
— No, proszę cię... mój panie... mój przyjacielu... nie opuszczaj mnie w ten sposób. Powiedz, czego żądasz?... czego ci potrzeba?
— Może, żebym został zapłacony?... — powiedział z goryczą młody człowiek.
— Nie... — odparła nieznajoma z pełnym zachwycenia