— A jutro... — zapytał obywatel Teodor, — czy nie będziemy mogli tam się dostać?
— Tak, moglibyśmy, ale do jutra podziemie przegrodzone zostanie kratą... i to dla większego bezpieczeństwa, kratą mocną, bardzo mocną.
— Więc trzeba co innego obmyśleć, podchwycił obywatel Teodor.
— Tak, — odparł odźwierny. — Pomyślmy.
Sam sposób wyrażania się obywatela Grakchusa przekonywał, że między nim, a obywatelem Teodorem nastąpiło porozumienie zupełne.
— Co robisz w Conciergérie?
— Jestem odźwiernym.
— I sypiasz tam?
— Tak panie.
— I jadasz tam?
— Nie zawsze. Miewam godziny wolne.
— I cóż czynisz?...
— Idę na umizgi do gospodyni szynku „Pod Winnicą Noego“, która przyrzekła oddać mi rękę, skoro zbiorę tysiąc dwieście franków.
— Gdzież jest szynk „Pod Winnicą Noego?“
— Przy ulicy Tapicerskiej.
Patrjota nadstawił ucha.
— Słyszysz już?
— Tak... słychać głosy i stąpania.
— Już wracają. Widzisz pan, że nie mielibyśmy czasu. To my, coraz bardziej określało stosunek.
— Prawda. Jesteś dzielnym chłopcem, obywatelu i uważam, że ci przeznaczono...
— Co?
— Zostać bogatym.
— Daj to Boże!
— Wierzysz więc w Boga?
— Czasem. Dzisiaj naprzykład...
— Wierz zatem, — rzekł obywatel Teodor, kładąc dziesięć luidorów w rękę odźwiernego.
— O! do djabła! — odpowiedział tenże, przyglądając się złotu przy świetle latarni. — Więc to prawda?
— Jak najzupełniejsza.
— Cóż mam więc czynić?
Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/241
Ta strona została przepisana.