Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/25

Ta strona została przepisana.

wyrazem, — nie, ja chcę tylko, abyś mi pan przebaczył, że muszę ukrywać pewną przed tobą tajemnicę.
Maurycy, widząc mimo ciemności blask pięknych oczu, prawie zwilżonych łzami, czując drżenie delikatnej ręki, którą trzymał, słysząc głos, który zniżył się prawie aż do błagania, zapomniał o dąsach zupełnie.
— Potrzeba mi... — zawołał z zapałem, — abym panią jeszcze raz widział.
— Niepodobna.
— Chociaż raz tylko, godzinę, minutę, sekundę...
— Niepodobna! powtarzam panu.
— O! pani ulituj się nade mną... — powiedział Maurycy.
I podniósł szlachetną głowę i otrząsnął długie włosy, jakby usiłując stawić opór pociągającej go sile.
— Posłuchaj pan... — rzekła po chwili milczenia, przerwanego jedynie westchnieniem, które Maurycy napróżno stłumić w sobie usiłował. — Czy przysięgniesz mi na honor, że zamkniesz oczy w chwili, w której ci to uczynić każę, że ich nie otworzysz w ciągu przynajmniej sześćdziesięciu sekund? Ale... na honor.
— Jeżeli przysięgnę, to cóż się ze mną stanie!
— Przekonasz się, że dowiodę ci mojej wdzięczności w sposób, w jaki przyrzekam, że jej nigdy i nikomu dowodzić nie będę, chociażby nawet więcej, niż pan dla mnie uczynił; co zresztą byłoby bardzo trudne.
— Doprawdy, proszę pani, że nie wiem, czyś jest aniołem czy szatanem?
— Przysięgasz pan?
— Cokolwiek bądź nastąpi, nie otworzysz pan oczu... Cokolwiek nastąpi?... czy rozumiesz pan dobrze? Chociaż byś nawet czuł, że cię pchnięto sztyletem.
— Odurza mnie pani tem swojem wymaganiem.
— Przysięgajże pan!... zdaje się, że nie wiele ryzykujesz.
— Pozwól mi pani ujrzeć cię raz jeszcze, — rzekł — raz tylko, błagam.
Młoda kobieta odrzuciła kaptur z uśmiechem niezupełnie wolnym od zalotności; a światło księżyca, właśnie w tej chwili z poza chmur wychodzącego, po raz drugi pokazało młodemu człowiekowi długie włosy, spadające w puklach hebanowych i pyszny łuk brwi podwójnej, niby chińskim atramentem zarysowanej, dwoje oczu wiel-