Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/265

Ta strona została przepisana.

przybyły; — ale tyle mamy do czynienia, że wycieczki nasze tylko w wolnych chwilach odbywać możemy, a nasze wolne chwile są wtedy, gdy inni jedzą lub śpią.
— Jeżeli tak, kochany kolego, przystąp do dzieła, ale spiesz się, bo jak powiadasz, właśnie teraz chwila wieczerzy, a dosyć jestem głodny. Czy masz stosowne upoważnienie?
— Oto jest, — odparł sekretarz ministra, rozkładając tekę, której jego kolega, mimo całego pośpiechu, przypatrywał się z najskrupulatniejszą bacznością.
— Wszystko w porządku... — rzekł wreszcie nadzorca Conciergréie, — teraz kolega możesz przystąpić do swojego dzieła. Wiele rubryk masz do zapełnienia?
— Około stu.
— No, to zabierze ci kilka dni czasu.
— Tak, kochany kolego, myślę tu u was założyć pewien rodzaj pracowni, jeżeli pozwolicie.
— Jakto?... — zapytał nadzorca Conciergérie.
— Wyjaśnię ci to w drodze, bo spodziewam się, że pójdziesz do mnie na kolację; mówiłeś mi, żeś głodny.
— I nie zapieram się tego.
— A zatem wybornie! poznasz się z moją żoną, niezła z niej kucharka; potem zaprzyjaźnimy się bliżej i przekonasz się, żem wcale dobry chłopak.
— O! to już widzę, kochany kolego...
— Pozwól, że po drodze kupię ostryg na placu Chatelet, kurczę u restauratora i leguminę, do której pani Durand dodaje sos przewyborny.
— Łechcesz mi podniebienie, kochany kolego... — wtrącił nadzorca Conciergérie, ujęty przysmakami, do których nie był przyzwyczajony, bo trybunał rewolucyjny płacił mu dziesięć liwrów asygnatami, które rzeczywiście ledwie dwa franki wynosiły.
— Więc zgodzisz się?
— I owszem.
— No to pracę odłóżmy do jutra, a teraz chodźmy.
— Chodźmy.
Gdy wychodzili z Conciergerie, weszło tam dwóch mężczyzn. Byli to: obywatel Grakchus i jego krewny Mardocheusz.
Jakby pod wpływem jednakowego uczucia Mardocheusz i sekretarz ministra wojny, spostrzegłszy się wzajemnie,