Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/284

Ta strona została przepisana.

za rzecz rozsądną schować na dno szkatułki i wziąwszy do ręki pałasz, zawołał:
— Scewola!... sądzę, żeś do mnie przywiązany, bo od piętnastu lat służysz mojemu ojcu i mnie.
— Tak, obywatelu... odrzekł oficjalista przerażony marmurową bladością i nerwowem drżeniem, jakie poraz pierwszy dopiero dostrzegł w swym panu, który słusznie uchodził za najwaleczniejszego i najdzielniejsego mężczyznę; tak, cóż mi, obywatelu, rozkażesz?
— Słuchaj! jeżeli dama która tu mieszkała...
Zamilkł: głos jego drżał tak mocno, gdy to mówił, iż nie mógł dokończyć.
— Jeżeli ta dama powróci... dodał po chwili, wpuść ją, zamknij drzwi; weź ten karabin, stań na schodach i zaklinam cię na twą głowę, na twe życie i duszę, nie wpuszczaj nikogo; gdyby chciano wysadzić drzwi, broń ich, bij się! zabijaj! i nie lękaj się niczego, mój Scewola, ja wszystko biorę na siebie!...
Głos młodzieńca i to gwałtowne zaufanie zelektryzowało Scewolę.
— Nie tylko zabiję każdego... odpowiedział, ale nawet sam gotów jestem umrzeć za obywatelkę Genowefę!
— Dziękuję ci. A teraz posłuchaj: Nienawidzę tego mieszkania i nie wrócę tu, aż ją wynajdę. Jeżeli ona powróci, postaw na oknie ten wielki japoński wazon z astrami, które tak lubiła. To niech będzie w dzień. W nocy zaś postaw na oknie lampę. Będzie to wiadomym znakiem, dopóki nie ujrzę wazonu lub lampy, dopóty nie ustanę w moich poszukiwaniach.
— O panie, bądź pan roztropny, na miłość boską!... zawołał Scewola.
Maurycy nic nie odpowiedział. Wybiegł z pokoju, zleciał ze schodów, jakby na skrzydłach i pośpieszył do Lorina.
Niepodobna opisać zdumienia, gniewu, wściekłości zacnego poety, gdy się dowiedział o zniknięciu Genowefy.
— Znikła! przepadła!... z rozpaczą wyrzekł Maurycy; on ją zabił Lorinie, on ją zabił.
— Eh nie! — mój kochany; nie! on jej nie zabił, mój poczciwy Maurycy; nie, takiej kobiety jak Genowefa nie zabija nikt po tylu dniach namysłu; nie, gdyby ją miał zabić, byłby zabił na miejscu, i na znak zemsty ciało jej