Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/285

Ta strona została przepisana.

byłby zostawił u ciebie. Nie, on uciekł z nią, szczęśliwy, że skarb swój odzyskał.
— O! nie znasz go, Lorinie, nie znasz go... powiedział Maurycy; temu człowiekowi bardzo źle z oczu patrzyło.
— Owszem, mylisz się; on mi się zawsze wydawał poczciwy. Zabrał ją dlatego, aby ją poświęcić. On się każę wraz z nią aresztować, i zabiją ich oboje razem. Ja przynajmniej to tylko widzę niebezpieczeństwo... rzeki Lorin.
Te słowa podwoiły rozpacz Maurycego.
— O! ja ją znajdę!... zawołał. Ja ją znajdę lub umrę!... Bądź zdrów, Lorinie.
— Opuszczasz mię?... dlaczego?...
— Bo chodzi tu tylko o mnie samego, bo ja sam tylko powinienem narażać moje życie dla ocalenia życia Genowefy.
— Chcesz więc zginąć.
— Gotów jestem na wszystko... Pójdę do prezesa komitetu bezpieczeństwa: pomówię z Hebertem, Contonem, Robespierem... wyznam mu wszystko, ale ją muszę odzyskać.
— Dobrze... odrzekł Lorin.
I natychmiast wstał, poprawił płaszcz, włożył kaszkiet i tak, jak Maurycy, uzbroił się w parę nabitych pistoletów, które ukrył w kieszeniach.
— Gdzież się najpierw udamy?... spytał Maurycy.
— Szukajmy najprzód w dawniejszym cyrkule, na starej ulicy św. Jakóba, potem wynajdźmy kawalera de Maison-Rouge, tam, gdzie on jest, musi być także i Dixmer; wreszcie przejdźmy się obok domów na ulicy de la Vieille-Corderie. Wiesz, że mówią znowu o przeniesieniu Antoniny do Temple? — wierzaj mi, tacy ludzie jak oni, do ostatniej chwili nie tracą nadziei.
— Tak... powtórzył Maurycy, masz słuszność... sądzisz więc, że Maison-Rouge, jest w Paryżu?
— Dixmer jest tu niezawodnie.
— Prawda, prawda, oni się znowu połączyć musieli... odrzekł Maurycy, lepiej teraz rozumiejąc. Chodź!
Sto razy Lorin i Maurycy, przeszli po placu Greve, sto razy patrzyli na domek, w którym przebywała Genowefa, gdzie Dixmer pilnował jej bez przerwy, jak nieg-