Wprowadzono królowę; szła prosto, niewzruszona, dumna, z wytężonym wzrokiem, z zaciśniętemi usty.
Odczytano jej wyrok, skazujący ją na karę śmierci.
Wysłuchała go spokojnie, ani zbladła, ani mrugnęła, żadnym muskułem twarzy nie okazała najmniejszego wzruszenia.
Maurycy wydał długie westchnienie.
— Bogu dzięki! rzekł, żadne jej zeznanie nie skompromitowało Genowefy, jeszcze więc jest nadzieja.
— Bogu dzięki! szepnął także kawaler de Maison Rouge, wszystko się skończyło i walka już skończona. Zbrakło mi już sił, abym ją mógł dalej prowadzić.
— Odważnie, mój panie, rzekł pocichu Maurycy.
— Nie zbraknie mi odwagi, odpowiedział kawaler.
I obaj uścisnąwszy sobie dłonie, wyszli rozmaitemi drzwiami.
Królowę odprowadzono do Conciergérie; czwarta godzina biła na wielkim zegarze, gdy tam wchodziła.
Na końcu Nowego mostu, Lorin oburącz przytrzymał Maurycego.
— Stój, rzekł, niewolno!...
— A to dlaczego?
— Bo przed dwiema godzinami byli u ciebie żandarmi i chcieli cię aresztować.
— A!... zawołał Maurycy. Tem lepiej!..
— Czyś oszalał?... A Genowefa?...
— Prawda. Więc dokądże pójdziemy?...
— Do mnie!
I pociągnął go za sobą.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/291
Ta strona została przepisana.