Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/293

Ta strona została przepisana.

— Ale ja... mój panie... spytała, nalegając Marja Antonina, czy mogę liczyć, że włosy moje oddane będą moim dzieciom?
Samson milczał.
— Ja się o to postaram... odezwał się Gilbert.
Uwięziona spojrzała na żandarma z wyrazem niewypowiedzianej wdzięczności.
Samson ukłonił się i wyszedł.
Królowa znowu pozostała sama, bo Gilbert tylko wytknął głowę z poza parawanu, aby powiedzieć to, cośmy przytoczyli.
Gdy skazana klękała na krześle, niższem od innych, które jej służyło za klęcznik, niemniej straszna scena działa się w probostwie kościółka Saint Landry na Starem mieście.
Pleban tej parafji właśnie dopiero co wstał, a stara gospodyni przyrządzała mu skromne śniadanie, kiedy nagle mocno zapukano do drzwi.
— Zobaczcie no, Hjacentowa... rzekł; kto to tam kołacze tak rano, a jeżeli to nie pilny jaki interes, powiedzcie, żem dziś wezwany do Conciergérie, i że muszę tam iść natychmiast.
Na wezwanie pana, Hjacentowa czem prędzej zbiegła po schodach do małego ogródka, na który odmykały się wchodowe drzwi, otworzyła je i spostrzegła młodzieńca bardzo bladego, bardzo wzruszonego, ale miłego i uczciwego oblicza.
— Czy tu mieszka ksiądz Girard?... spytał ów młodzieniec.
Hjacyntowa spojrzała na bezładny ubiór przybysza, na długą brodę i nerwowe drżenie, i wzięła to Wszystko za bardzo złą wróżbę.
— Obywatelu... rzekła, tu niema żadnego księdza.
— Przepraszam panią... przerwał młodzieniec, chciałem powiedzieć; czy tu jest wikary parafji Saint-Landry.
Wyraz pani, uderzył Hjacyntową mimo jej patrjotyzmu; odpowiedziała więc:
— Nie można się z nim widzieć, obywatelu, bo czyta teraz brewiarz.
— To poczekam... odpowiedział młodzieniec.
— Ależ... odparła Hjacyntowa, znowu zrażona takiem