Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/294

Ta strona została przepisana.

naleganiem, napróżnobyś czekał obywatelu, wezwano go do Conciergérie i zaraz wychodzi.
Młodzieniec zbladł okropnie, albo raczej bladość jego zamieniła się w trupią.
— Więc to prawda... szepnął.
A potem dodał głośniej:
— Właśnie też, moja pani, dlatego przychodzę do obywatela Girard.
I to mówiąc, mimo oporu starej, wsunął się powoli, mocno zatrzasnął drzwi i nie zważając na groźby Hjacyntowej, wszedł do mieszkania księdza i dostał się do jego pokoju.
Ten spostrzegłszy go, krzyknął zdziwiony.
— Przebacz, mości proboszczu... rzekł natychmiast młodzieniec, mam z panem pomówić o rzeczy bardzo ważnej; pozwól, abyśmy sami pozostali.
Stary ksiądz z doświadczenia znał sposób wyrażania się wielkiej boleści. Wyczytał on całe cierpienie w zmienionej twarzy młodzieńca, a w drążym jego głosie dostrzegł wzruszenie okropne.
— Zostawcie nas, Hjacyntowa... rzekł.
Młodzieniec niespokojnym wzrokiem powiódł po gospodyni, która przyzwyczajona do podzielania tajemnic swojego pana, namyślała się, czy ma wyjść; wreszcie gdy drzwi za sobą zamknęła, rzekł:
— Panie proboszczu, spytasz mnie zapewne najprzód, kto jestem. Powiem ci: Jestem wyjęty z pod prawa; skazany na śmierć i żyję tylko mocą swojej śmiałości; jestem kawaler de Maison-Rouge.
— Przerażony ksiądz podskoczył w wielkim fotelu.
— Wszak pan idziesz dziś rano do Conciergérie?
— Tak, wezwał mnie tam nadzorca.
— I wiesz pan poco?
— Zapewne do chorego, do umierającego, a może do skazanego.
— Tak, oczekuje cię, panie, osoba skazana.
Stary ksiądz z zadziwieniem spojrzał na kawalera.
— Ale czy pan wiesz, kto jest tą osobą?... pytał Maison-Rouge.
— Nie... nie wiem.
— Tą osobą, jest królowa!
Ksiądz wydał okrzyk rozpaczy: