Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/296

Ta strona została przepisana.

w ostatniej gadzinie swojej, przyniesie, to jej prawdziwą pociechę.
— I nie posuniesz się do żadnego spisku, w celu uwolnienia skazanej?
— Do żadnego! Jestem chrześcijaninem, mój ojcze, a jeżeli w sercu mojem ukrywa się choć cień kłamstwa, jeżeli spodziewam się, że ona żyć będzie, jeżeli nad tem w jakikolwiek sposób pracować będę, niech mię Bóg skarżę wiecznem potępieniem.
— Nie! nie!... nic ci przyrzec nie mogę, powiedział pleban, któremu znowu stanęły na myśli wielkie i liczne niebezpieczeństwa tak nierozważnego kroku.
— Posłuchaj mię ojcze, tonem głębokiej boleści rzekł kawaler, mówiłem z tobą jak syn posłuszny, wspomniałem tylko o uczuciach chrześcijańskich i miłosiernych, z ust moich nie wyszła żadna groźba, żadne gorzkie słowo, a jednak w głowie mojej wre, a jednak krew moja burzy się, a jednak rozpacz szarpie mojem sercem, a jednak, patrz, jestem uzbrojony, mam sztylet!...
Ksiądz żywo się cofnął.
— Nie lękaj się, ojcze — ze smutnym uśmiechem rzekł kawaler, — kto inny, widząc, że tak wiernie dotrzymujesz słowa, możeby ci trwogą wydarł obietnicę. Ale ja, nie; błagałem cię i błagam jeszcze... — mówił dalej, załamawszy ręce z pokorą, — spraw niech ją widzę przez chwilę, a to niech będzie rękojmią twego bezpieczeństwa...
I wydobył z kieszeni jakieś pismo, które podał ojcu Girard; ksiądz rozwinął je i czytał:
„Ja, kawaler Rene de Maison-Rouge, oświadczam przed Bogiem i zaręczam honorem, żem groźbą śmierci zmusił zacnego plebana z Saint-Landry, aby mnie zaprowadził do Conciergérie, mimo, że mi odmawiał, że mi się silnie opierał, w dowód czego własnoręcznie podpisuję.

Maison-Rouge“.

— Dobrze, — rzekł ksiądz, — ale przysięgnij mi że się nie dopuścisz żadnej nieroztropności; bo nie dosyć, że moje życie będzie ocalone, ale ja odpowiadam także i za twoje.
Kawaler schwycił rękę starca i pocałował ją z zapałem i uszanowaniem.
— O! — szepnął — przynajmniej umrze jak królowa, nie dotknie jej ręka kata!...