Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/300

Ta strona została przepisana.

bym, ale zarazem miłym i uprzejmym, jakby głos ten był ostatnim tchnieniem życia, które mu na ustach zawisło.
Odpowiedzi jego były czystą i pełną prostoty prawdą, prawda wychwalała stałość Antoniny, prostota zaś niejedno serce przejęła radością i trwogą.
Kiedy mówił o małym Delfinie, jego matce, tej królowej bez tronu, tej małżonce bez męża, tej matce bez dzieci i nakoniec tej kobiecie samotnej i opuszczonej, pozbawionej przyjaciół, otoczonej katami, smutek tu i owdzie osiadł na niejednem czole, niejedna łza, lękliwa i pałająca zwilżyła oczy niedawno nienawiścią ożywione.
Zegar pałacowy wybił godzinę jedenastą i natychmiast ustała wszelka wrzawa.
Sto tysięcy osób rachowało bijącą godzinę, odpowiadając na nią uderzeniami serc własnych.
A potem skoro zginął w przestrzeni ostatni dźwięk zegaru, wielki zgiełk powstał za bramą i jednocześnie śmiertelny wóz, zajeżdżając od strony wybrzeża kwiatów, potoczył się obok wojska i ludu i nareszcie stanął przy stopniach ganku więziennego.
Wkrótce na ganku tym ukazała się królowa. Wszyscy zatrzymali oddech i na nią skierowali spojrzenia.
Krótko ostrzyżone i w więzieniu posiwiałe włosy, srebrzystością swą dodawały delikatności tej bladej i w ostatniej chwili swojej niebiańsko pięknej córze Cezarów.
Miała na sobie białą szatę i w tył związane ręce.
Skoro się pokazała na wysokości schodów, mając po prawej stronie księdza Girard, który jej towarzyszył, mimo, iż mu tego wzbraniała, a po lewej kata, obu czarno ubranych, w całym tłumie powstał szmer, który sam tylko Bóg w sercach ludzkich czytający, zrozumieć i ocenić zdołał.
Wtedy pomiędzy Marją Antoniną a katem przeszedł jakiś człowiek.
Był to Grammont. Przeszedł aby pokazać jej haniebny wóz.
Królowa mimowolnie się cofnęła.
— Wsiadaj!... — rzekł Grammont.
Wszyscy usłyszeli ten wyraz, bo wzruszenie powstrzymało szmer na ich ustach.
Wówczas widziano, jak krew występowała na oblicze