Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/303

Ta strona została przepisana.

rycy, — widzisz, że dla uniknienia aresztowania, któreby nas spotkało, gdybyśmy byli w domu, mieszkać musimy na ulicy.
— E! a cóż nam przeszkadza wyjechać z Paryża. Nie narzekajmy zatem. Wuj mój oczekuje nas w Saint-Omer, mamy pieniądze i pasporta, żaden żandarm nas nie zatrzyma; i cóż ty na to? Zostajemy tutaj, bo sami tego chcemy.
— Nie, nie zupełną prawdę mówisz, najdoskonalszy i najprzywiązańszy przyjacielu. Ty zostajesz, bo ja zostać pragnę.
— A ty zostajesz, bo chcesz wynaleźć Genowefę. Cóż więc naturalniejszego, co słuszniejszego? Sądzisz, że ona jest w więzieniu, i masz zupełną rację. Pragniesz czuwać nad nią, i dlatego z Paryża nie możemy wyjechać.
Maurycy westchnął, myśl jego widocznie gdzieindziej błądziła.
— Biedny Maison-Rouge!... — szepnął, jakiż to okropny dzień dla niego.
— Niestety!... — rzekł Lorin, — wiesz Maurycy co ja najsmutniejszego widzę w rewolucjach?
— Co?
— Że nieraz nieprzyjaciółmi naszymi są ludzie, których chcielibyśmy mieć za przyjaciół i...
— Trudno mi w jedną rzecz uwierzyć, — przerwał Maurycy.
— W jaką?
— Że ten szaleniec nie znajdzie już żadnego sposobu ocalenia królowej.
— O! ten człowiek silniejszy jest od stu tysięcy innych!
— Powiadam ci, byłby chyba szalony, ja wiem, że dla ocalenia Genowefy...
Lorin zmarszczył brwi.
— Powtarzam ci, mój Maurycy... — rzekł, że jesteś w błędzie; nie, nawet gdyby ci wypadało ocalić Genowefę, nie zostaniesz złym obywatelem. Ale dość tego, Maurycy, słuchają nas. Patrz, oto wszystkie głowy poruszają się, służący obywatela Samsona podnosi się i patrzy, Austrjaczka jedzie.
W rzeczy samej, długie i wzrastające drżenie wstrząsnęło tłumem, towarzysząc poruszeniu, o którem wspomniał Lorin. Było to coś nakształt podmorskiego wiatru, który z razu gwiżdże, a potem ryczy.